W weekend w końcu odpoczęłam i odzyskałam radość w sobie. W piątek miałam w końcu czas wolny - bez nauki i literatury do czytania. Nie chciałam kolejny dzień siedzieć w domu, potrzebowałam świeżego powietrza i trochę ruchu.
> kaczki są takie słodkie <3 < |
W sobotę robiliśmy zapiekankę. Kolejny kulinarny czelendżż zaliczony :D A pod wieczór poszłam z koleżanką ze studiów do Galerii w poszukiwaniu "czegoś, bo mam ochotę coś kupić". Przeszłyśmy masę sklepów aż w końcu kupiłam sobie biały sweterek z napisem "Sorry, I'm late", co w sumie pasuje do mnie. Do szkoły, na studia raczej się nie spóźniam (w całym życiu spóźniłam się może 1-2 razy), ale na spotkania ze znajomymi... oj... Może nie spóźniam się nie wiadomo ile, ale tak 2-5 minut to już jakaś 'tradycja', której nie umiem się wyzbyć, mimo tego, że zawsze planuję, o której dokładnie mam wyjść, żeby zdążyć. Dużo czasu spędziłyśmy w empiku i matrasie. Naprawdę, naprawdę kocham książki. Nie obeszło się od nowego zakupu do kolekcji - "List w butelce" Nicholasa Sparksa w wersji kieszonkowej. No, ale pewnie jeszcze sporo czasu minie, zanim to przeczytam, bo najpierw chcę skończyć "Znak Ateny", potem "Dom Hadesa" i już nie mogę się doczekać aż w końcu wyjdzie "Krew Olimpu", mimo tego, że nie przeczytałam poprzednich części :x A czytanie idzie strasznie wolno, bo muszę przerywać studiami.
Mimo tego, że zadręczam się paroma sprawami i czasami mam wrażenie, że już nie daję rady, jestem szczęśliwa. Przypomniałam sobie o tym, dzięki Kacprowi, spacerowi i czytaniu tego, co naprawdę lubię, a nie tego, co muszę.
Jutro nie mam socjologii. W ramach tego 3h wprowadzenia do psychologii i na zakończenie 1,5h podstaw logiki. A za tydzień 3h socjologii i 1,5h podstaw logiki... czuję, że za tydzień zasnę albo mocno przymulę :c Na dodatek na 15 i do 20. 3 wykłady pod rząd o takiej godzinie... no, raczej nie polecam.
Ale damy radę! :)
Pozytywnie.