środa, 24 grudnia 2014

Wesołych Świąt!

     W sumie nie jestem zbyt dobra w składaniu życzeń świątecznych, więc może po prostu...

     WESOŁYCH
                 ŚWIĄT!
 Ciepła w gronie rodzinnym, prawdziwych przyjaciół, dużo prezentów i po prostu szczęśliwie spędzonych Świąt, bez żadnych kłótni i zgrzytów.

To jeszcze raz.

   WESOŁYCH ŚWIĄT! <3

niedziela, 21 grudnia 2014

Trochę wszystkiego

   
Znowu dość długo nie pisałam. Muszę też nadrobić wszystkie wasze posty, ale to na spokojnie, mam nadzieję, że nikt nie jest za to zły :)
     Muszę przyznać, że dosyć dużo się działo. Była masa stresu związana ze studiami, ale też masa szczęścia i trochę smutku.
     Niedługo święta i teoretycznie w końcu będzie można odpocząć. Praktycznie zaś, na pewno trochę czasu poświęcę na naukę... Ale uznajmy odpoczynek za priorytet!
     Jeszcze jutro idę na angielski i w sumie fajnie, bo będziemy oglądać kolejne odcinki "In Treatment". Oddam list, który oczywiście napisałam na ostatnią chwilę, i w końcu wolność. Jutro wracam do Elbląga, ale w sumie tylko na chwilę, bo we wtorek rano jedziemy do Ostródy, do babci. W końcu spotkam się z moją przyjaciółką, pooglądamy filmy, pośmiejemy się.
     W końcu byłam na "Wielkiej Szóstce" i "Kosogłosie cz.1". Teraz zostało tylko "Love, Rosie", na co pewnie już do kina nie pójdę, no ale cóż ;) Skończyłam też "Krew Olimpu" i muszę przyznać, że z jednej strony jest świetne, a z drugiej jestem trochę zawiedziona tyloma niedokończonymi wątkami. Wzięłam się za czytanie "Więźnia Labiryntu", którego wczoraj dostałam na święta od Kacpra <3 I mam nadzieję, że dzisiaj pojedziemy jeszcze raz do Empika (jak to się odmienia? :c) czy gdzieś, bo chcę kupić jeszcze "W śnieżną noc" Johna Greena.
     Wczoraj byliśmy z Kacprem na Jarmarku Bożonarodzeniowym i muszę przyznać, że jest tam bardzo utrzymany klimat świąt. Pełno światełek, pierdółek, kolędy, było fajnie. Tylko ludzie mnie rozpraszali. Co chwilę ktoś na mnie właził, miałam wrażenie, że wszyscy się gdzieś spieszyli i mimo tego, że tam byli, to wcale nie chcieli skupić się na magii świąt. Ale jarałam się bardzo, gdy robiłam Kacprowi zdjęcie, a jakaś młoda pani podeszła i sama z siebie zapytała czy ma nam zrobić razem zdjęcie. To było takie miłe <3

Zmieniając temat, muszę się pochwalić! Tydzień temu pisaliśmy kolokwium z biologicznych mechanizmów zachowania. Materiału było mega dużo (więc przyznam, że to dobrze, że robi nam na każdych zajęciach wejściówki) i powiedział nam, że test układała jego żona, która jest lekarzem. Test miał pełno podchwytliwych, zdradzieckich, mącących w głowie pytań, a kilka było takich, co w ogóle widziałam coś takiego pierwszy raz na oczy, no ale cóż. Wyszłam trochę podłamana, bo zaczęłam sprawdzać kilka odpowiedzi, w których się wahałam i już wyszło, że mam z 3-4 błędy, a ze swoją ambicją miałam nadzieję, że będę miała szansę na 5. No i w piątek przychodzimy, pokazuje nam wyniki, szukam siebie, patrzę... dostałam 5. No to był szok. Koleżanka obok też mówi, że ma 5, stwierdzając "ej, tam jest chyba jakiś błąd". Błędów nie było. Naprawdę dostałyśmy 5, gdzie sam wykładowca powiedział nam, że dostał z tego testu "czwórkę i to nawet nie mocną". Tak więc jestem z siebie mega dumna i byłam przeszczęśliwa przez praktycznie cały piątek.
Czas na mniej hepi-wiadomości. Dowiedziałam się, że już nie mam psa... Mama mi powiedziała w środę wieczorem, gdzie podkreśliła, że nie ma już jej od półtora tygodnia i nie chcieli mi powiedzieć, bo nawet nie wiedzieli jak. Jak poszli z nią do weterynarza to okazało się, że ma raka, ledwo chodzi tylko dlatego, że ma na łapkach pełno guzów. Już prawie nie oddychała... Już jakoś przyswoiłam do siebie tę wiadomość, ale nadal jest mi ciężko o tym myśleć. Była przy mnie... no odkąd pamiętam. Dostaliśmy ją jak miała 5 miesięcy, jak byłam może w 2 klasie podstawówki. Oczywiście, denerwowało mnie jak musiałam z nią wychodzić na dwór, jak budziła w nocy, jak piszczała i piała (była dość specyficznym psem pod jednym względem - jak się cieszyła to tak strasznie piszczała, że na początku ludzie myśleli, że jej się krzywda dzieje). Ale to był mój piesek, najwspanialszy piesek na świecie... I teraz mi ciężko myśleć o tym, że wrócę do domu to nie będzie tego jej pisku i stukania pazurami o podłogę, merdania ogonem... Chyba najbardziej mnie boli to, że się z nią po prostu nie pożegnałam. I pewnie też to, że nie mam nawet z nią zdjęcia, co jest tak głupie, a mimo to jakoś mnie boli. Miałam pewnie jakieś z nią zdjęcie, ale na komputerze w Egu, który no, jest popsuty. Tak więc, nie wiem. Cieszę się tylko, że już nie cierpi. Będę za nią tęsknić.

     I chyba tym smutnym akcentem zakończę dzisiejszą notkę.
Baii!

poniedziałek, 1 grudnia 2014

Witaj grudniu + listopadowe podsumowanie

     Nie mam pojęcia, kiedy minął mi ten miesiąc. Czas płynął tak szybko... zupełnie straciłam poczucie upływających dni. Nie mogę uwierzyć w to, że mamy już grudzień. Nie rozumiem tego. Dopiero teraz do mnie dociera, że to, co zawsze mi powtarzała mama jest prawdą. Czas wolno leci do ukończenia 18-nastki, a później... później już tego nie zauważasz. Aktualnie poruszam się praktycznie cały czas między jakimiś "ważniejszymi" wydarzeniami. Tak na przykład teraz, skaczę między kolokwiami, od jednego, do drugiego, aż w końcu będę miała wolne. No a później święta, Nowy Rok, sesja... i tak dalej.
> makaroniiiki! <
> #tyleRiordana <
     No dobra. Poza tym, że listopad zleciał szybko to w sumie nie zauważyłam jakoś, żeby wiele się działo w moim życiu. Chyba najważniejsze było to, że przeżyłam swoje dwa pierwsze w życiu kolokwia, z czego jestem dumna (teraz jeszcze przeżyć kolejne dwa...). Przykro mi to mówić, ale nie przeczytałam nic dla relaksu. Kompletnie nic. Czytałam tylko i wyłącznie to, co było mi potrzebne na studia. I zabrało mi to w sumie większość mojego czasu. Później nie miałam już siły na to, żeby ruszyć jakąś książkę. A tak bardzo woła mnie "Krew Olimpu" D: 
W sumie dostałam już trochę prezentów na święta... Taaaak... Dziadkowie kupili mi tablet, a rodzice kolejną serię książek Ricka Riordana - "Kroniki Rodu Kane" oraz "Zniszcz ten dziennik". Kroniki leżą sobie ładnie w Elblągu i tata je czyta, a "Zniszcz ten dziennik" ładnie sobie leży w Gdańsku... i nikt go nie rusza. No cóż. Mam nadzieję, że znajdę czas i chęci, żeby porobić trochę zadań, bo jak na razie ponumerowałam tylko strony. 
W listopadzie zjadłam pierwszy raz makaroniki. Odkąd się o nich dowiedziałam, chciałam je zjeść. Jarałam się tym, że podobno są takie mega dobre, ludzie za nimi szaleją itd. Jak byliśmy z Kacprem po zakupy do Rossmana obok mieszkania, zobaczyliśmy, że w cukierni obok sprzedają właśnie makaroniki .Wow i w ogóle. Wzięliśmy cappuccino i bodajże porzeczkę, ale w sumie już nie pamiętam. Szkoda tylko, że 4zł za sztukę, a w sumie nie są jakieś mega rewelacyjne. Okej, naprawdę, były spoko i w ogóle, ale bez szału. Ale pewnie jak będziemy następnym razem to weźmiemy jakiś inny smak na spróbowanie.
> zdjęcie w windzie zawsze spoko<
     No i to by było chyba na tyle. Idę się uczyć na kolejne kolokwium, które mam w środę. Oby było dobrze. :c
Baiii~

piątek, 21 listopada 2014

Coraz bliżej święta?

     Mamy 21 listopada. Zaczyna brakować mi godzin w dobie, a czasami chęci i motywacji. Mimo tego jakoś daję sobie radę. Do 12 grudnia mam już zapowiedziane trzy kolokwia. Jeszcze nie wiem jak temu podołam, ale jestem dobrej myśli. A już za PRAWIE miesiąc mamy święta. No właśnie. Miesiąc. Przyznaję, kocham święta, kocham tę atmosferę. Kocham to, że wszyscy są nagle mili, kocham śnieżynki, lampki i wszystkie te ozdóbki. ALE. Bez przesady. Większe sklepy i część miasta jest już przystrojona, w sklepach były świąteczne "gadżety" jeszcze przed 1 listopada, a teraz są już "ostatnie sztuki" czekoladowych Mikołajków. W telewizji podobno puszczają już reklamę coca coli (nie, nie zweryfikuję tego, bo nie mamy tu tv <3). Może wyszukuję trochę na siłę, ale jednak mnie to razi.
     Dobra. Zmieniając temat. Co u mnie? W sumie jakoś nic specjalnego się nie wydarzyło. Może poza tym, że 10 listopada, korzystając jeszcze z wolnego, poszliśmy z Kacprem, Kingą i jej chłopakiem do Zoo. Ostatni raz w zoo byłam chyba w...  podstawówce? Tak myślę. W sumie wesoło spędziliśmy czas. No dobra, przynajmniej ja. Jarałam się wszystkimi zwierzakami, robiłam im zdjęcia, bo "będzie im przykro" no i ogólnie było fajnie. Nie widzieliśmy lwów i żyraf :c I bardzo chciałam zobaczyć szopa pracza, a go nie było... no i nie doszliśmy też do surykatek, których pewnie już też nie było, ze względu na porę roku. Ale było super.
     A poza tym to byłam na weekend w domu i myślałam, że trochę się oderwę od życia studenckiego i poczytam "Krew Olimpu", no ale niestety. Przeczytałam AŻ jeden rozdział, co i tak dobrze. Tak przypuszczam, że sobie poczytam tę książkę jakoś dopiero na święta.

     Dzisiaj premiera "Kosogłosa cz.1" D: Tak bardzo chcę na to iść, mam w sumie wielkie oczekiwania, a nie mam zbytnio czasu. A na dodatek za tydzień wychodzi w końcu "Big Hero 6", na co też strasznie chcę iść. JAK ŻYĆ. Pewnie wyjdzie tak, że pójdziemy jakoś z Kacprem na jedno, a na drugie nie... A może się uda iść i na to, i na to. No, zobaczy się.
   
Wszystko się jakoś da ogarnąć. Trzeba tylko chcieć.

Baii~

sobota, 8 listopada 2014

Po długiej przerwie

     Otóż to. Nie było mnie tu dosyć długo. Mogłabym opowiadać jak to nie miałam czasu, cały czas się uczyłam, itd, ale bym skłamała. Owszem, uczyłam się, momentami nie miałam czasu, a momentami po prostu mi się nie chciało, aby tu zajrzeć. Nie miałam motywacji i byłam jakoś zniechęcona do świata. Ale jest już okej. Już wróciłam. W końcu.
> Paulina się uczy przy mini-lampce, która wygląda i zachowuje się jak świeczka <
     Co się u mnie działo przez cały ten czas? Byłam dwa razy w Elblągu, w domu. Skończyłam w końcu czytać "Znak Ateny" i pochłonęłam "Dom Hadesa" w zaledwie dwa dni. Kupiłam sobie "Krew Olimpu" i... książka sobie leży ładnie na szafce, a ja nie mogę jej czytać, bo wiem, że jak zacznę - będę chciała skończyć... a materiały na zajęcia czekają... No cóż. :c
> Moja kochana Pepsi <3 <
     Boję się też o mojego psa. Okej, wiem, że jest już stara i w ogóle, ale nie dociera do mnie informacja, że może jej zabraknąć w pewnym momencie. Jest ze mną przez większość mojego życia i nie chcę, żeby nagle zniknęła. A ma chore serducho, momentami ledwo chodzi... Oby jeszcze trochę pożyła.
> A tak mnie przywitał Kacper < 3 <
     Wczoraj byliśmy z Kacprem w Galerii Bałtyckiej. Miałam kupić sobie cztery książki jako prezent-świąteczny-od-rodziców, ale okazało się, że nie są już przecenione, więc byłam mega zawiedziona i ich nie kupiłam. Może mi je jakoś zorganizują w Elblągu, mam taką cichą nadzieję.
> moje biedne noże :c <
     W sumie miałam zrobić październikowe-podsumowanie. No, ale w sumie jest już drugi tydzień listopada. Tak więc zrobię MINI-październikowe-podsumowanie, a co.
     > W październiku rozpoczęłam całkiem nowe życie. Zaczęłam mieszkać w Gdańsku, musiałam się tu jakoś odnaleźć. Rozpoczęłam studia i powoli, bardzo powoli przyzwyczajam się do takiego życia. Poznałam dużo mega pozytywnych ludzi i zaaklimatyzowałam się. Znowu wdrążyłam się w historię Percy'ego Jacksona i przeczytałam kolejne dwie książki z serii. Z drugiej strony, miałam już trochę załamek, ale na szczęście jakoś z nich wybrnęłam. <
     No i oczywiście teraz już postaram się pisać w miarę regularnie. Mam nadzieję, że w końcu znajdę motywację do robienia mini-recenzji filmów i książek, które mam w planach.
Notka jest trochę chaotyczna, ale w sumie, czego się można po mnie spodziewać? (No dobra, przepraszam za to.) Zarzucę jeszcze piosenką, bo czemu nie?
Studio Accantus! Jeśli ktoś jeszcze ich nie zna - polecam, polecam, polecam.
Baii~

poniedziałek, 20 października 2014

Szczęście

      Ludzie mają różne pojęcie na temat radości i szczęścia, każdy definiuje to inaczej. Nie jest powiedziane, że wszyscy odbierają to w ten sam sposób i oczywiste jest to, że różne rzeczy sprawiają nam przyjemność.
     W weekend w końcu odpoczęłam i odzyskałam radość w sobie. W piątek miałam w końcu czas wolny - bez nauki i literatury do czytania. Nie chciałam kolejny dzień siedzieć w domu, potrzebowałam świeżego powietrza i trochę ruchu.
> kaczki są takie słodkie <3 <
     Poszliśmy z Kacprem na dłuuuugi spacer do Parku Oliwskiego. (Tak bardzo polecam). Chyba jeszcze nigdy nie widziałam tak ładnego miejsca. Zakochałam się w nim i myślę, że będę tam chodzić zawsze, gdy złapią mnie mocniejsze dołki albo będę potrzebowała chwili wytchnienia. Tym bardziej, że nie jest on aż tak daleko. 
      Brakowało mi takich długich spacerów z Kacprem. Cieszenie się swoim towarzystwem, świeże powietrze, brak zmartwień. Oj, bardzo mi tego brakowało.

     W sobotę robiliśmy zapiekankę. Kolejny kulinarny czelendżż zaliczony :D A pod wieczór poszłam z koleżanką ze studiów do Galerii w poszukiwaniu "czegoś, bo mam ochotę coś kupić". Przeszłyśmy masę sklepów aż w końcu kupiłam sobie biały sweterek z napisem "Sorry, I'm late", co w sumie pasuje do mnie. Do szkoły, na studia raczej się nie spóźniam (w całym życiu spóźniłam się może 1-2 razy), ale na spotkania ze znajomymi... oj... Może nie spóźniam się nie wiadomo ile, ale tak 2-5 minut to już jakaś 'tradycja', której nie umiem się wyzbyć, mimo tego, że zawsze planuję, o której dokładnie mam wyjść, żeby zdążyć. Dużo czasu spędziłyśmy w empiku i matrasie. Naprawdę, naprawdę kocham książki. Nie obeszło się od nowego zakupu do kolekcji - "List w butelce" Nicholasa Sparksa w wersji kieszonkowej. No, ale pewnie jeszcze sporo czasu minie, zanim to przeczytam, bo najpierw chcę skończyć "Znak Ateny", potem "Dom Hadesa" i już nie mogę się doczekać aż w końcu wyjdzie "Krew Olimpu", mimo tego, że nie przeczytałam poprzednich części :x A czytanie idzie strasznie wolno, bo muszę przerywać studiami.
     Mimo tego, że zadręczam się paroma sprawami i czasami mam wrażenie, że już nie daję rady, jestem szczęśliwa. Przypomniałam sobie o tym, dzięki Kacprowi, spacerowi i czytaniu tego, co naprawdę lubię, a nie tego, co muszę.

     Jutro nie mam socjologii. W ramach tego 3h wprowadzenia do psychologii i na zakończenie 1,5h podstaw logiki. A za tydzień 3h socjologii i 1,5h podstaw logiki... czuję, że za tydzień zasnę albo mocno przymulę :c Na dodatek na 15 i do 20. 3 wykłady pod rząd o takiej godzinie... no, raczej nie polecam.
     Ale damy radę! :)
Pozytywnie.

środa, 15 października 2014

Zaczęło się

     No właśnie. Już się zaczęło. Minął mi ten "luz" w postrzeganiu wszystkiego, a wrócił stres, płacz i "jeszcze tyle mi zostało". W sobotę podrukowałam sobie większość materiałów na obecny i przyszły tydzień. Okazało się... no, że jest tego masa. Naprawdę, masa. W niedzielę nastawiona byłam na wieczorne czytanie, ale uniemożliwił mi to wyjazd. Mieliśmy wracać o 16, potem okazało się, że jednak jedziemy samochodem. Najpóźniej 17.. no to fajnie, nie opłaca się za nic zabierać, zrobię wszystko w Gdańsku. Tyle, że z tej 17 zrobiło się po 18 i w końcu wylądowaliśmy w Gdańsku około 19.40. I wszystko na szybko - rozpakowywanie, ogarnięcie się i nici ze spokojnego, wieczornego czytania. No to co? Czytamy w poniedziałek! Wróciłam do domu po 13, ogarnęłam, co do obiadu i... czytałam, czytałam, czytałam, czytałam... a nie ogarnęłam zbyt wiele tego materiału. Reakcja? Stres, a cóż by innego. No, ale co. We wtorek na 15, to ogarnę przed wykładami. I w sumie tak było. Tyle, że ogarnęłam PRAWIE wszystko na jedne zajęcia i nic na drugie z nadzieją, że jakoś ogarnę, o czym będzie mowa. Jaki był wynik? Zbyt dużo nie rozumiałam, a zresztą, byłam zmęczona, śpiąca, głodna, więc nie mogłam się w żaden sposób skupić. Ale przetrwałam!
     Tak, wiem, że teoretycznie nie trzeba czytać wszystkiego na bieżąco, ale tak jest o wiele łatwiej. Nie wyobrażam sobie, że miałabym to wszystko czytać przed sesją, jeśli nie wyrabiam nawet z zajęć na zajęcia. Jeśli to wszystko mi się skumuluje... no.. wiadomo.
     Dobra. Spokojnie. Po prostu trzeba się przestawić na trochę inne życie i inny tryb. Powinnam się teraz uczyć Kalata. Ale... nie chce mi się. Po prostu mi się nie chce, a muszę się przyłożyć. Synapsy czekają.

     Pochwalę się. Dzisiaj pierwszy raz robiłam zupę. Wyszła całkiem smaczna. Bałam się, że w tym garnku, co mamy nie wyjdzie jej na dwa dni dla dwóch osób... a w sumie, będziemy mieli jej chyba na 3 dni. Tak śmiesznie trochę.

     Jestem zmęczona i poirytowana. Mam momentami wrażenie, że nie ogarniam zupełnie nic, co się wokół mnie dzieje. Dosyć szybko łapie mnie ta jesienna depresja.

     Jutro angielski, spotkanie organizacyjne z opiekunem roku, a potem wykład z biologicznych mechanizmów zachowania. W piątek ćwiczenia z tegoż przedmiotu i kolejna wyjściówka. Najprawdopodobniej zostajemy z Kacprem w Gdańsku na weekend, a w sobotę może przyjadą do mnie rodzice. Pożyjemy, zobaczymy.
Baiii~

sobota, 11 października 2014

Nie ma to jak w domu

     Przede wszystkim... MAMY INTERNET! 8D tak, w końcu go mamy i jak nam założyli to każdy rzucił się szybko do swoich spraw, żeby nadrobić lub cokolwiek.  
>kubki po kawach z uczelni.. no są urocze po prostu, no. spokojnie, kiedyś pewnie je wyrzucę :p ...<
Jestem już po pierwszych zajęciach z angielskiego i.. jestem przerażona, naprawdę. Ludzie mega dobrze mówią po angielsku, a ja mam cały czas blokadę. Ogólnie mamy poziom "grupowy" C1, a mój angielski jest prawdopodobnie jakoś na poziomie B2... więc mogę się mimo wszystko trochę męczyć. No nic, jakoś dam radę. Muszę.
     Na razie jest fajnie. Naprawdę nie mam, co narzekać, bo czuję się dobrze na uniwerku i na tych wszystkich zajęciach. Niektóre są ciekawe, niektóre trochę mniej, ale naprawdę, nie ma, co narzekać. PRZYNAJMNIEJ NA RAZIE. Co będzie dalej? No cóż, zobaczymy.
>gotowa na powrót do domu!<
     No właśnie. Wczoraj wróciłam do domu. Z moją malutką czerwoną walizeczką (która na zdjęciu wygląda jak jakaś różowa czy coś) i laptopem. Na początku było mi dziwnie. I to naprawdę, dziwnie. Ale dzisiaj jest już okej. Cały wczorajszy wieczór przesiedziałam z rodzicami i opowiadałam im, co się u mnie działo. A dzisiaj pojechaliśmy na zakupy. Cel: buty. I wow, znalazłam coś!
Także no. Jest fajnie. 
     Wzięłam się już za drukowanie materiałów na uniwerek. Muszę jeszcze zrobić kurs biblioteczny i kurs bhp. A naprawdę, taaaaaaaaak mi się nie chce tego robić. A jutro wracam do Gdańska. Hm.

     Czuję już zapach obiadu <3 Ryba z serem i cebulką, chyba właśnie tego potrzebuję 8D

Baaaiii~

poniedziałek, 6 października 2014

Ach, te studia

     Zaczynając od początku...
W środę zabrałam Kacpra do kina na Więźnia Labiryntu. Wiedziałam, po prostu wiedziałam, że po obejrzeniu stwierdzę "chcę książkę!", no ale cóż. Najpierw chcę skompletować Percy'ego Jacksona, a potem się pomyśli.
Film fajny. Mogę spokojnie polecić. Po obejrzeniu miałam mega mindfucka, ale myślę, że jak przeczytam książki to jakoś to wszystko ogarnę. 
A tak ogólnie. Jechaliśmy zatłoczonym tramwajem... wyszliśmy na spokojnie, weszliśmy do multikina, a tam kolejki jak w McDonaldzie czy gdzieś. Nie jestem przyzwyczajona do takiej liczby osób, naprawdę. Czułam się mega dziwnie, a do tego dowiedziałam się, że tam są nawet jakieś miejsca vip. No zupełnie inny świat.
>po wyjściu z kina Kacper musiał oczywiście poprawić napis<
     Martyna we wtorek poszła na inaugurację wydziałową i spotkanie organizacyjne, z którego COŚ wyciągnęła. Ja miałam coś takiego dopiero w czwartek 2 października. Wstałam przed 7, żeby wyrobić się na 8 na spotkanie, na którym w sumie nic konkretnego się nie dowiedziałam... a później na 9 inauguracja "obowiązkowa" dla pierwszaków z powodu ślubowania... półtorej godziny i w sumie nic ciekawego się nie dowiedziałam. Chociaż nie, występ chóru był całkiem spoko.
Na 14 musiałam wracać na "obowiązkowe" spotkanie z dyrekcją i dopiero na nim wyszło trochę informacji, które tak naprawdę też nie są mega, mega istotne. No i o 15 pierwszy wykład. "Biologiczne mechanizmy zachowania". Myślałam, że to będzie totalna nuda, ale w sumie te 1,5h naprawdę szybko mi zleciało, więc w sumie nie mogę narzekać. W piątek były ćwiczenia z tegoż przedmiotu i muszę przyznać, że były naprawdę ciekawe. Nauczyłam się grać w "brukselkę", przeprowadziliśmy kilka 'badań' lub coś w tym stylu i losowaliśmy tematy prezentacji. Ja i Kinga wylosowałyśmy temat dopiero na 14 zajęcia "asymetria mózgu i język". No, przynajmniej mamy dużo czasu na ogarnięcie tego, ale pewnie wyjdzie tak, że zabierzemy się za to ostatniego tygodnia.
>taka uśmiechnięta buźka podczas gry z Kacprem <3<
Po zajęciach cały rok psychologii miał "obowiązkowy" (znowu..) test z j. angielskiego, który miał na celu przyporządkowanie do odpowiednich poziomowo grup. W weekend na internecie miały być pokazane grup lub chociaż z kim dana osoba ma zajęcia. I rzeczywiście, teoretycznie coś takiego było. Wszystko ładnie-pięknie, dopóki dzisiaj się nie dowiedziałam, że to, co jest w internecie nie ma zupełnego związku z rzeczywistością. Okazało się, że mam z zupełnie innym wykładowcą, a do tego dzisiaj miałam już zajęcia (na szczęście było mało osób i wypuściła po 5 minutach, więc chyba nie będzie żadnych konsekwencji związanych z nieobecnością). Także jestem na liście z ludźmi, którzy napisali test na 77-82% i nagle ja ze swoim 74%... Także no... mam nadzieję, że sobie jakoś tam dam radę.
>tak bardzo ciemne i niewyraźne, ale zawsze coś<
     Jutro idę na uniwersytet dopiero na godzinę 15, ale za to będę siedzieć do 20. No nie ogarniam. Trzy wykłady, jeden po drugim... na dodatek najpierw "wprowadzenie do psychologii", potem "socjologia" i na piękne zakończenie dnia "podstawy logiki". Oh my. Mam takie przeczucie, że albo zasnę, albo nie będę już nic tam ogarniała. No, ale cóż. Zobaczymy.
     W środę w końcu założą nam internet! Huraaaaaaaaa~ Powrót do świata bez strachu, że za dużo korzystam i jak tak dalej pójdzie, limit skończy mi się w połowie miesiąca.

     Taki strach przed studiami, wykładami, ćwiczeniami i angielskim. D:

środa, 1 października 2014

Początki zawsze są trudne

     Dużo się zmieniło. Nadal nie mamy tutaj internetu, ale korzystam z tego, co mam na telefonie i jakoś daję radę. W mieszkaniu widoczne jest już życie, nie jest tak pusto jak wtedy, gdy przyjechaliśmy tutaj pierwszy raz. Powoli czuję się tutaj jak w domu, przyzwyczajam się do wszystkiego i jest dobrze.
     Kacper zaczął zajęcia już w poniedziałek, mimo tego, że rozpoczęcie ma dopiero w czwartek. Martyna wczoraj była na spotkaniu organizacyjnym, a zajęcia od jutra. No a ja.. no cóż, wszystko od jutra. Jutro jakieś spotkanie organizacyjne, inauguracja wydziałowa, spotkanie z władzami instytutu bodajże, a i zajęcia rozpoczynają się od jutra od 15. W sumie będzie tylko jeden wykład, więc nie jest aż tak źle.
     Myślałam rano, że już mam ogarnięty plan zajęć i nawet z angielskim już wiem, co i jak, po czym na stronie wydziału jest napisane o teście kwalifikacyjnym z angielskiego.. więc już nie rozumiem. Robiliśmy już jeden, gdy zapisywaliśmy się na lektoraty.

     Wczoraj byłam z koleżanką z roku i nawet z grupy po odbiór legitymacji. Kolejka do dziekanatu była niesamowicie długa. A do tego, gdy byłyśmy już chyba w połowie drogi to stwierdziłyśmy, że stoimy w złej kolejce i przeszłyśmy do innej... A po kilku minutach okazało się, że jednak stałyśmy w dobrej kolejce i przenosiłyśmy się z powrotem. Na szczęście chłopak, który wcześniej stał za nami pozwolił nam stanąć w tym samym miejscu. Okazało się też, że jest na drugim roku, więc trochę nam poopowiadał jak to jest ze studiowaniem.
>takie randomowe zdjęcie z wypadu do biedronki<
     Muszę powiedzieć, że w tej chwili nie jestem już tak przerażona jak wcześniej. Na pewno jest we mnie jakiś lęk, bo w końcu nie byłam jeszcze w takiej sytuacji, ale... jest dobrze. Powtarzam sobie ciągle, że jakoś to będzie. Mówię sobie, że będę chodzić na wszystkie wykłady i ćwiczenia, ale ze względu na to, że wykłady mamy nieobowiązkowe, nie wiem jak to wyjdzie. Mam nadzieję, że wytrzymam w moim postanowieniu, bo na pewno będzie mi to później pomocne.

     Ze względu na to, że wczoraj był Dzień Chłopaka, stwierdziłam, że zabiorę Kacpra do kina :) Niedługo powinien wrócić z zajęć, zjemy obiad (nie umiem gotować! :c robię cały czas jakieś proste rzeczy) i pójdziemy na "Więzień Labiryntu" z nadzieją, że nie będziemy żałować. Muszę przyznać, że książki nie czytałam, a nawet o niej nie słyszałam, ale znając mnie, stwierdzę, że MUSZĘ mieć tę serię i kiedyś przeczytam.
     Idę pilnować ryż. Także no...
Baiii~

czwartek, 25 września 2014

Przeprowadzka

Hej~

     Pogoda mnie dobija. Jest naprawdę coraz chłodniej, do tego dzisiaj cały dzień pada deszcz.. No niezbyt ciekawie. Kacper dzisiaj miał egzamin na prawko i (pochwalę <3) zdał za pierwszym razem! ;D A potem poszliśmy do banku, bo okazało się, że wcale nie załatwiłam tego, co miałam. Dzisiaj też zamieścili plan zajęć (w końcu!), ale tak szczerze to niezbyt mi to coś daje, bo nie wiem, w jakiej jestem grupie. 

     Ale w sumie nie to chciałam tutaj napisać. Jutro jadę do Gdańska. Muszę spakować jakieś swoje ostatnie rzeczy no i... w sumie to można powiedzieć, że się wyprowadzam. Będę mieszkać z Kacprem i Martyną, która dojedzie w niedzielę. Mam wielką nadzieję, że będzie super. W końcu jakaś nowa przygoda i w ogóle. Na razie w mieszkaniu nie mamy neta.. więc nie wiem, kiedy pojawi się nowa notka. Może to trochę potrwać. Jak już wrócę  to postaram się pokombinować coś z wyglądem bloga. Czy coś z tego wyjdzie? No cóż.. zobaczymy ;)

     Baaii~

wtorek, 23 września 2014

Jesień

Hej!

     Zacznijmy od tego, że.. no.. robi się coraz chłodniej i w sumie niezbyt mi się to podoba. Będę mega mocno tęsknić za latem i ciepłem. Już teraz jak idę i widzę opadające liście to mi się tak nostalgicznie robi. Poza tym, co się dziwić? W końcu dzisiaj jest pierwszy dzień jesieni! Żegnajcie ciepłe dni! Mam tylko nadzieję, że nie będzie aż tak źle i, że nie złapie mnie żadna "jesienna depresja" ani przeziębienia.
     
     W piątek pojechałam z rodzicami do Gdańska. Jak jechaliśmy to okazało się, że w naszym mieście jest jakieś 95-lecie istnienia jakiejś jednostki wojskowej. Rozstawili się na placu i miał być jakiś pokaz nawet, ale niestety już na nim nie zostaliśmy. Za to tata zdążył sobie porozmawiać z wojskowymi, a ja i mama... no cóż, stałyśmy, czekałyśmy.. no i było nam zimno.


     Wracaliśmy w sobotę i zajechaliśmy do Riviery w Gdyni - największej galerii na Pomorzu. W sumie to krążyliśmy bez celu, ciężko było się tam odnaleźć, bo jest to naprawdę... no duże miejsce. A w sumie jedyne, co mnie tam zainteresowało to zwierzaki w jakimś sklepie zoologicznym, ozdoby i fontanna.

     W sumie jestem trochę zła, bo przy fontannie stałam chyba z 3-4 minuty i ją nagrywałam.. po czym, gdy odeszliśmy, okazało się, że jednak nic nie nagrałam.


     A tak to w sumie nie dzieje się nic ciekawego. Dzisiaj w końcu poszłam do banku pozałatwiać parę spraw. Nie mam ochoty jakoś na razie nic czytać ani rysować. Trochę się stresuję przeprowadzką i tym całym nowym życiem, ale jakoś się to poukłada wszystko. 

     No.. to chyba tyle :)
Baaaii!




sobota, 20 września 2014

Początek

Hm.. Hej!

     Skończyłam szkołę, moje "najdłuższe wakacje" powoli dobiegają końca i niedługo rozpocznę studia. Pomyślałam, że to może być odpowiedni czas na założenie bloga - gdy w moim życiu dzieje się tyle zmian. Mam nadzieję, że ten blog pomoże mi ponownie otworzyć się na pisanie.
     Będę tu pisać o wszystkim, co przyjdzie mi do głowy - o mnie, moim chłopaku, moich przyjaciołach, książkach, które czytam, obejrzanych filmach.. ogólnie o moim życiu. I mam nadzieję, że znajdzie się ktoś, kogo tym nie zanudzę ; )

>szpan na duży kubek i dziwną minę<
     Dlaczego taka nazwa bloga? Gdy myślałam o tym, co w moim życiu się nie zmieniało, może to dziwne, ale moją pierwszą myślą była herbata. 
     Blogspota jeszcze nie ogarniam, więc może trochę potrwać zanim pojawi się tu cokolwiek konkretnego (poza notkami oczywiście ;p)
     A teraz kończę moją dosyć chaotyczną notkę wstępną i lecą oglądać z chłopakiem kolejną edycję "mam talent". Oby pojawiło się coś godnego uwagi.

Baaaii!